24 listopada 2023

[DRAMA] "LOVE IN THE AIR" NE NETI SUWANIJNDA

 Już cię nie lubię. Kocham cię. To już nie jest zwykłe lubienie.

Prapai, Love in the Air

Gdy teraz się nad tym zastanawiam, to nie pamiętam, co mnie do tej dramy przyciągnęło, ale muszę przyznać jedno – jest zdecydowanie jedną z najlepszych, jakie oglądałam w tym roku o tematyce BL. Nie pierwsza w tym roku (ironia – pierwszej nie obejrzałam jeszcze do końca…), ale zdecydowanie zapadająca w pamięć.

Jeszcze do niedawna niezbyt orientowałam się w tajskich produkcjach, ale teraz myślę, że będę częściej po nie sięgać – są dość odważne (w porównaniu do koreańskich) i o wiele bardziej dojrzalsze (w porównaniu do japońskich). Oczywiście trochę generalizuję, ale jest tak w dużej większości.

Love in the air można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich nosi tytuł Love Storm i opowiada historię Raina i Payu, a druga z nich – Love Sky – to opowieść o Sky’u i Prapaiu. Są to dwie linie fabularne, które jednak ciągle się przenikają, ponieważ Rain i Sky są przyjaciółmi i studiują architekturę na tym samym roku i uniwersytecie, Payu ukończył ten kierunek jakiś czas temu, a Prapai jest jego bliskim przyjacielem. We wszystkich odcinkach pojawiają się więc wszystkie postacie.

Nie powiem, że obie historie są równe, jednak obie urzekają czymś innym i w zależności od tego, co przeżyliśmy w swoim życiu, czego doświadczyliśmy. Ja mam ogromną słabość do wrażliwych, dbających o drugą osobę mężczyzn, więc Payu i Prapaiu skradli moje serce. Zwłaszcza Prapai. Polubiłam też Sky’a, ale już Rain mnie irytował – był zbyt dziecinny. Pozwolę sobie jednak przeanalizować ich zachowania w trakcie opowiada o poszczególnych historia.

Pierwsza część, Love Storm, to opowieść o spotkaniu niezbyt rozgarniętego i dojrzałego studenta architektury, Raina, i najlepszego absolwenta tego samego kierunku, Payu. Oczywiście jeden z nich jest świadom swojej seksualności, a drugi z nich jest całkowicie niewinny i ugania się za koleżanką z roku. Jednak swoje pierwsze doświadczenia przeżywa z mężczyzną… Bardzo lubię Payu. Pierwsze dobre wrażenie? Wygląd! Cała jego twarz, spojrzenie… Przemawia to do mnie. Jest też zdecydowany, konkretny, pewny siebie. Ideał. ALE. Nie można zapomnieć, że jego podchody wcale nie były w porządku. Zachowywał się nie w porządku wobec Raina. Może nie odczuwamy tego tak w serii, bo wiemy, że oni na pewno się kochają i będą razem, jednak nie zapominajmy, że go napastował. Rain denerwował mnie tym, jaki jest dziecinny i chwilami głupi – nie rozumiał życia! Nie chodzi o jego słaby kontakt z Payu, a o ogólnie zachowanie. Inni ciągle musieli go ratować. Chociaż później się zmienia, to jednak nie dojrzewa, a przyjacielem też nie jest najlepszym… Najgorsze jest to, że mimo zachowania Payu, ja dalej lubię tę parę, bo lubię to, co jest między nimi poza tymi momentami, podoba mi się to, jak Payu zachowuje się wobec Raina i jak traktuje go, gdy są już parą.

Druga cześć, Love Sky, skradła moje serducho zupełnie. Pokochałam Prapaia. Musicie zobaczyć, jak on dba o Sky’a, jak go traktuje, jak z nim rozmawia! Najlepszy chłopak, jaki może istnieć (i do tego szalenie przystojny). W ogóle ich relacja zaczyna się niezbyt przyjemnie – Sky przypadkiem zostaje przyłapany na nielegalnych wyścigach, a przed konsekwencjami ratuje go właśnie Parapai. Oczywiście nie ma nic za nic i ich pierwsze spotkanie kończy się seksem. Nie ma w nim jednak ani grama przymusu (no, nie licząc tego, że Sky nie miał zbytnio wyboru), widać doświadczenie obu postaci. Najlepszym, co jest w tej historii, to przemiana Parpaia i jego próby zdobycia, a właściwie zrozumienia Sky’a. Ta relacja ewoluuje tak mocno, że aż urzeka. Nie ma tutaj ani grama przemocy, nawet jeśli Prapai czegoś by chciał, nie bierze tego siłą, a Sky jest bardzo, ale bardzo asertywny – przynajmniej teraz, nauczył się tego w bardzo bolesny sposób.

Historia Sky’a jest niezwykle smutna i traumatyczna (i ma wpływ na jego obecne zachowanie), natomiast życie Raina jest… nijakie, bardzo idealne i proste. Mnie bardziej przypadła do gustu historia Sky’a i Prapaia i mogłabym do niej wracać wielokrotnie. Swego czasu nie mogłam się doczekać kontynuacji, a jak się w wakacje okazało, możemy ich spotkać w innej serii, Wedding Plan.

Sama drama powstała na podstawie nowelki, oficjalnie niestety nie ma jej po polsku, można jednak znaleźć Love Storm w fanowskim tłumaczeniu. Nie mogłam sobie odmówić i przeczytałam całą. Niby troszeczkę lepsza, bo jest w niej więcej, jednak nie tracimy zbyt dużo, znając jedynie filmową wersję.

7 listopada 2023

[KSIĄŻKA] "CÓRKA BOGINI KSIĘŻYCA" SUE LYNN TAN

Nigdy nie dorośniesz, jeśli będziesz robiła tylko to, w czym jesteś dobra.

Córka bogini księżyca Sue Lynn Tan

 

Pierwsze, co muszę powiedzieć, to to, że okładka jest PRZEPIĘKNA. Jak łatwo się domyślić, to był przypadek, gdy wybrałam kolejną książkę, patrząc przede wszystkim na jej wygląd. Ta niesamowicie głęboka kolorysta, świetnie dobrane kolory, grafika… to wszystko zdecydowało, że przeczytam Córkę bogini księżyca. Oczywiście spojrzałam też na opis, żeby nie brać lektury w ciemno, ale była sprawa drugorzędna. Blurb niewiele mi powiedział, ponieważ nie interesuję się zbytnio mitologią chińską.

Jednak wybór książki był niezwykle trafny i nie żałuję tego, że połasiłam się na okładkę. Nie sądziłam, że aż tak wciągnę się w opowieść opartą na chińskiej legendzie. Może nie było od początku tak kolorowo, bo miałam dwa podejścia do lektury, ale bardzo się cieszę, że się nie poddałam. Pierwsze strony rzeczywiście nie są zbyt zachęcające. Brakowało mi jakiejś płynności i lekkości w języku. Zdania były sztywne, być może trochę niezbyt połączone, co osobiście mi bardzo przeszkadza w przełamaniu się. Można to jednak zarzucić temu, że główna bohaterka, Xingyin, jest narratorką i opowiada o takim idealnym świecie, w jakim się wychowuje, i nieco brakuje emocji. Xingyin jest też dzieckiem, więc w jej słowach zawarte są informacje dla niej ważne.

Chyba niezbyt lubię dzieci w roli narratorów. Ich język znacząco różni się od języka dorosłych, przez co czasem historia staje się infantylna. Tak też jest tutaj, ale tylko na początku. Dziewczyna, gdy ucieka z domu, zostaje pozostawiona samej sobie w nieznanym świecie, o którym praktycznie nic nie wie, jednak z czasem, wraz ze stronami książki, dojrzewa i zaczyna rozumieć coraz więcej. Im bardziej staje się dojrzała, tym przyjemniej się czyta.

Podoba mi się kreacja bohaterów, szczególnie córka bogini księżyca, Xingyin, syn cesarza, Liwei i generał Wengzhi. Są to najważniejsze postacie, których decyzje wpływają na fabułę.

Jeśli chodzi o dziewczynę, nie jest tak do końca typową bohaterką książek młodzieżowych. Być może jest chwilami infantylna i podejmuje nieprzemyślane decyzje, jednak ma w sobie taką… odwagę, pomysłowość, impuls do działania. Nie czeka z założonymi rękami, nie potrzebuje wiecznie ratunku. Nie jest też doskonała i może zostać zraniona. Nie jest moją ulubioną postacią, ale przyznam, że ją polubiłam i życzyłam jej szczęścia.

Co mogę powiedzieć o Liweiu… Uwielbiam go! To, jak zachowuje się w stosunku do Xiangyin, jest niesamowicie piękne. Szybko zostają przyjaciółmi, a jak łatwo się domyślić, wkrótce ich relacja wkracza na wyższy poziom. Jego gesty wobec niej trochę mnie rozczulają, a trochę… ciężko mi to wyjaśnić, jednak poruszają moje serce (mam niemałą słabość do tego). Tam naprawdę widać uczucie. To nie są suche słowa bohaterów czy autorki. Gdyby nie kłopotliwa sytuacja między nimi, myślę, że relacja miałaby szansę bardzo szybko się rozwinąć.

Postacią, która pojawia się dopiero gdzieś w połowie książki jest generał Wengzhi. Jest to zdecydowanie inna postać w porównaniu do wcześniejszej pary. To dojrzały mężczyzna, który podejmuje decyzje jak dorosły człowiek. Widać różnicę w jego sposobie postrzegania świata. Jednak tutaj relacja między nim a główna bohaterką jest trochę niejasna. Być może miał „za mało czasu antenowego” i autorce nie udało się dobrze przedstawić tego, jak powstawała łącząca ich więź.

Uważam, że postacie są naprawdę dobrze wykreowane i mają w sobie coś, co wyróżnia je na tle bohaterów innych książek. Nie mamy tutaj jednoznacznie dobrych czy złych postaci – każda z nich łączy w sobie prawdziwe ludzkie cechy.

Fabuła z jednej strony jest ciekawa, wydarzenia zaskakują, nie spotka się ich raczej w innych książkach, jednak z drugiej strony sam ich opis jest niezbyt dopracowany. Czasami są niemal streszczone, opisane najkrócej jak się da. Tym, czego mi brakowało, był też takie tło merytoryczne. Nikt nie wyjaśnia, skąd się bierze magia, jak powstała, jak z niej korzystać. Otrzymujemy szczątkowe informacje. Rozumiem, że miała to być powieść młodzieżowa, ale myślę, że powinna mieć więcej stron.

Pod koniec tak się wciągnęłam, że od razu chciałam sięgnąć po drugi tom. Niestety, nie miałam go… Teraz nie mogę się doczekać, aż przeczytam Serce wojownika słońca. Mam nadzieję, że będzie ono tak samo dobrą lekturą.

5 listopada 2023

[KSIĄŻKA] "RYTUAŁY WODY" EVA GARCÍA SÁENZ DE URTURI

 Czasem nie widzimy całego słowa, ale jego część, która nabiera oddzielnego znaczenia.

Rytuały wody Eva García Sáenz de Urturi

 

Chociaż minęło sporo czasu, od kiedy przeczytałam tom pierwszy, Ciszę białego miasta, to do dzisiaj pamiętam, jak duże wrażenie na mnie wywarł. Czy tym razem było tak samo? Nie do końca… Sam język i fabuła wciąż są na wysokim poziomie, jednak to nie było to samo. Lekturze nie towarzyszyły mi te same uczucia. Chyba nawet trochę mniej się wkręciłam w historię.

Pytanie: dlaczego?

Przede wszystkim winne jest to, że zrobiłam sobie długą przerwę między pierwszym tomem a drugim. W międzyczasie zdążyłam przeczytać kilka innych powieści z zupełnie inną fabułą i trochę zatarły mi się szczegóły Ciszy białego miasta. Tym samym na początku miałam problem, żeby wejść w historię. Język, którym posługuje się autorka, jest naprawdę ładny, przyjemny, dojrzały, jednak w tamtej chwili wydał mi się zbyt odmienny. Udało mi się jednak dość szybko wczuć i wtedy popłynęłam razem ze słowami. To była bardzo szybka lektura.

Drugim powodem, dla którego oceniam tę historię gorzej niż pierwszy tom, jest fabuła. Sam pomysł jest bardzo ciekawy – tym razem również mamy do czynienia z jednym mordercą, który z tylko sobie znanych powodów zabija kolejne osoby i robi to w rytualny sposób typowy dla Celtów zamieszkujących dawniej te tereny. Miastu znowu grozi panika… Tym razem jednak sama zagadka była… mniej skomplikowana? mniej zagadkowa? Ciężko mi to wyjaśnić, jednak wydaje mi się, że już w pierwszej połowie książki zaczęłam domyślać się prawdy. Przy wcześniejszej lekturze do ostatnich stron nie wiedziałam, kim jest morderca (a raczej wiedziałam, jednak nie mogłam go odnaleźć wśród współczesnych bohaterów). Może nie domyśliłam się od razu, kim są współcześnie niektóre postacie, o których mowa w rozdziałach opowiadających historię z młodości Unaia, głównego bohatera, ale sam powód, dlaczego morderca zabija, i co wydarzyło się lata temu, odkryłam bardzo szybko i nie dałam się zmylić.

W poprzednim tomie Kraken zostaje ranny w trakcie śledztwa, więc tym razem, oprócz głównego wątku – próby znalezienia mordercy – mamy też wątek leczenia. Jest to dość ważny aspekt tej historii, nie został potraktowany pobieżnie, a naprawdę stanowi element historii. Ważne są także relacje Krakena z Albą. Ich relacja chwilami rozwija, ale czasami, jak to bywa w życiu, staje w miejscu. Jest to jednak interesujący wątek, potraktowany poważnie – odzwierciedla problemy nie tyle policjantów, co ludzi, którzy w swoim życiu wiele przeszli. Pojawiają się też dobrze znane nam postacie z poprzedniego tomu.

Jeszcze jednym elementem, który nieco mnie rozczarował, było zakończenie. Moim zdaniem nie do końca domknięte. Oczywiście poznajemy zabójcę, dowiadujemy się, co wydarzyło się latem 1992 roku, jednak to nie zostało podsumowane. Historia nagle się kończy, a potem otrzymujemy nieco oddalony w czasie epilog.

Jednak nie mogę sobie odmówić zakończenia tej trylogii, czyli Władcy czasu. Tym razem na pewno nie zrobię sobie takiej długiej przerwy. Zarówno po to, aby nie opuścić klimatycznej Viktorii, jak i po to, aby poznać całą prawdę dotyczącą głównego bohatera.

Nie mogę się doczekać!

 

PS O kurczę, wiecie co? Dopiero zauważyłam, gdy zestawiłam z pierwszym tomem, że dwie różne osoby przetłumaczyły te książki! Być może dlatego na początku miałam problemy z lekturą…

3 listopada 2023

[KSIĄŻKA] "TAJEMNICA CARYCY" MAŁGORZATA STAROSTA

 Nie masz pojęcia, jak trudno w tej zabitej nieheblowanymi dechami dziurze o sensownych pracowników. Albo kradną, albo kłamią, albo nie przychodzą w ogóle.

Tajemnica carycy Małgorzata Starosta


Tajemnica carycy to kontynuacji serii o Agacie Śródce, którą zdążyłam poznać w Wina wina. Tom drugi również przesłuchałam w formie audiobooka, bo mam wrażenie, że tak jest mi o wiele przyjemniej. W końcu jest to lektura dość lekka i raczej odprężająca niż pełna napięcia.

Małgorzatę Starostę znam już od dłuższego czasu, ale jak wspominałam, pierwszy tom o Agacie Śródce, Wina wina, nie należał do najlepszych. A przynajmniej mnie nie przypadł do gustu. Tym razem więc nie oczekiwałam od historii zbyt dużo i autorce rzeczywiście udało się mnie pozytywnie zaskoczyć!

Należałoby się zastanowić, co tym razem jest główną fabułą. Odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z dwoma płaszczyznami. Główną osią wydarzeń są oczywiście przygody Agaty Śródki, która ostatnimi czasy ma naprawdę dużo na głowie. Zostaje jurorem w finale telewizyjnego talent show, a także zostaje do pałacu przyjaciółki, Katarzyny Jakimiuk (zwanej „carycą”), aby jej pomóc. Wiadomo, człowiek się nie rozdwoi, tak więc nasza zaradna restauratorka postanawia połączyć oba wydarzenia. Jednak to nie koniec wrażeń jak na jedną osobę. Troszeczkę poboczną fabuła jest odkrycie w okolicach pałacu zwłok nieznanego mężczyzny. Oczywiście obie historie się przenikają i jak się później okazje, mocno się łączą.

Co ciekawe, nie wiemy, kim jest trup (przez kobiety nazywane Maksymilianem), ale od początku wiemy, kim jest morderca! Jest to ciekawy zabieg, chociaż ja chyba wolę odgadywać zabójcę. Niemniej jednak taka perspektywa na pewno zaskakuje, pozwala zmienić punkt widzenia i poćwiczyć mózg. Bawiłam się całkiem dobrze.

Akcja jest tutaj dość dynamiczna, dzieje się naprawdę dużo, a ze względu na to, że mamy dwa plany fabularne, jednocześnie słuchamy o konkursie i morderstwie. Historia przedstawiana jest też z dwóch perspektyw – Edyty i policjantów. Czasami się to mieszka. Mamy tutaj też bardzo postaci. Są one bardzo charakterystyczne, wyróżniające się, jednak objętość powieści w stosunku do liczby postaci wygląda blado. Nie udało się ich dokładnie opisać, przedstawić czy wykorzystać.

Bardzo lubię Małgorzatę Starostę za humor – tutaj było go chyba nawet więcej niż w poprzednim tomie. Zdecydowanie autorka zaplusowała tym u mnie. Z tego względu jest to także książka lekka, zagadka sama w sobie nie jest bardzo skomplikowana czy dramatyczna, dlatego dobrze słuchało się audiobooka w trakcie codziennych czynności. Nie odnosi się wrażenie, że coś uciekło, czegoś się nie usłyszało czy nie zrozumiało. Nawet jeśli, wkrótce wszystko się wyjaśnia.

Niedawno wyszedł trzeci tom serii – Rolady i romanse – kiedy się o tym dowiedziałam, od razu postanowiłam, że gdy tylko skończę trylogię o pruskich babach (aktualnie słucham trzeciego tomu), to dokończę też serię o sławnej restauratorce. Właśnie skończyłam i zaraz zabieram się za Rolady i romanse.