Powieść to emocja, a nie intelekt. Ale żeby wzbudzić emocje trzeba ich najpierw samemu doświadczyć. Musisz fizycznie odczuwać emocje, które przypisujesz bohaterom. Wszystkim bohaterom: dobrym i złym.
Sekretne życie pisarzy Guillaume Musso
Guillaume Musso to jeden z moich ulubionych pisarzy. Od kiedy go poznałam, przeczytałam większość jego książek. Zrobiłam sobie jednak przerwę, która trwała… prawie kilka lat. W międzyczasie zdążyłam przeczytać Dziewczynę z Brooklynu, ale był to tak naprawdę drobny epizod, a nie żaden powrót do twórczości Musso.
Wspominam jego książki jako dość lekkie, obyczajowe, czasami z elementami nadprzyrodzonymi. Nie miały one zbyt wiele wspólnego z kryminałem czy thrillerem. Skupiały się raczej na relacji między ludźmi, przeznaczeniu, szczęściu. Uważam, że ta książka jest zupełnie odmienna od reszty, czym autor zrobił mi miłą niespodziankę.
Największy problem miałam zdecydowanie z początkiem, jakby nie pasował do tego, czego oczekiwałam, ponieważ – po przybliżeniu nam głównej postaci, pisarza Nathana Fawlesa, autor opowiada o mężczyźnie, który również chciałby zostać pisarzem i przyjeżdża na wyspę, aby spotkać się ze swoim mistrzem. Cała akcja rozkręca się dopiero w chwili, gdy dowiadujemy się o znalezionych na plaży zwłokach kobiety. I muszę przyznać, że o ile początek nie był zbyt wciągający – jakoś z trudem przychodziło mi połączenie wydarzeń z pierwszych stron z opisem z okładki – o tyle gdy pojawił się motyw zbrodni, przepadłam.
To naprawdę dziwne uczucie, wrócić po kilku latach do twórczości lubianego autora i zobaczyć, jak zmienił się jego warsztat, koncepcje na fabułę czy zaskakiwanie czytelnika. Na początku jego książki nie były thrillerami czy kryminałami, więc jestem zaskoczona tym, jak autor poprowadził akcję tej niezwykle smutnej historii – trochę skomplikowanej, trochę uwikłanej w politykę i przeszłość.
Niezaprzeczalnie warto docenić to, że Musso nie zdradza się ze swoimi planami i nie jest łatwo domyślić się, jak się skończy historia ani jakie są powiązania między wszystkimi bohaterami. Często naprowadza nas na jakiś trop, aby potem gwałtownie zmienić kierunek wydarzeń, dzięki czemu czytelnik dłużej pozostaje w nieświadomości całej intrygi. Dobrym zabiegiem było wprowadzenie, oprócz narracji trzecioosobowej, pierwszoosobowej narracji Raphaela, fana Nathana Fawlesa, który nie był w przeszłości związany z innymi bohaterami, więc zarówno on, jak i my, czytelnicy, dowiadujemy się wszystkiego wraz z rozwojem fabuły. Historię poznajemy dzięki przemyśleniom głównego bohatera, pisarza, który z jakiegoś powodu przestał pisać, a także jego rozmowom z innymi bohaterami, ale należy wiedzieć, że niełatwo od Nathana Fawlesa wyciągnąć informacje, a jedynie on wie, co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego, więc na rozwiązanie zagadki musimy czekać prawie do ostatnich stron…
Spodobała mi się książka, chociaż długo czekała na swoją kolej. Nie wiem, czy jest to najlepszy wstęp do zapoznania się z twórczością francuskiego pisarza, jednak wiem, że na pewno nie zniechęca – ja z pewnością niedługo doczytam pozostałe tomy, które mam jeszcze na półce, i kupię kolejne, które dopiero wyjdą.
Morał z książki? Każdy ma prawo do swojego własnego – prywatnego i sekretnego – życia. Nawet pisarze. Nie powinniśmy chcieć się o nich dowiedzieć więcej, niż chcą nam powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz