22 stycznia 2024

[KSIĄŻKA] "BIAŁE SŁONIE" JERZY OPOKA

 

To istna kraina baśni bądź też mityczne miejsce.

Białe słonie Jerzy Opoka

Dzisiejsza recenzja będzie bardzo krótka, ponieważ Białe słonie to książka dość niepozornych rozmiarów, choć próbująca zawrzeć wiele treści. Jerzy Opoka na zaledwie dwustu stronach spróbował opisać swoją podróż do Tajlandii i Birmy. Całość urozmaicił ogromna liczbą zdjęć (wszystkie dokładnie opisał), które nie utraciły na wartości mimo tego, że książka została wydana ponad dziesięć lat temu.

Trochę ciężko jest mi wypowiedzieć się na temat treści, ponieważ nie jest to zbyt szczegółowy opis podróży. Autor ograniczył się do wybranych aspektów z pobytu w odległych krajach, co sprawiło, że poczułam, jakby czegoś tutaj zabrakło. Jeśli chodzi o Tajlandię, to wiem o niej całkiem sporo, dlatego to, o czym mówił Jerzy Opoka, nie do końca mnie zainteresowało (dużo informacji po prostu nie było dla mnie czymś nowym), jednak o Birmie jeszcze nigdy nie czytałam, więc z wielkim zainteresowaniem śledziłam losy autora w tym kraju.

Mam wrażenie, że autor za bardzo skupił się na streszczeniu swojej podróży i pokazaniu kosztów niż na zainteresowaniu odbiorcy. Myślę, że gdyby tutaj było więcej informacji o ciekawych miejscach, zabytkach, może historii czy życiu codziennym, odebrałabym tę książkę inaczej. Owszem, zdjęcia są piękne, ale nie pokazują Tajlandii i Birmy w całej okazałości.

Wprawdzie nie sięgam za często o książki podróżnicze, ale czuję, że Białym słoniom czegoś brakuje. Może bardziej przypomina ona pragmatyczny przewodnik? Przewodnik z pełen niezwykłych fotografii, zachwycających ujęć i magicznych obrazów. Chciałabym robić tak piękne zdjęcia!

20 stycznia 2024

[KSIĄŻKA] "CZAROWNICA" DEBORAH HARKNESS

Są tylko dwie emocje, które rok po roku podtrzymują obroty tego świata. Jednym jest strach. Drugim pożądanie.

Czarownica Deborah Harkness

To jedna z tych książek, które dawno temu dostałam w prezencie, a jeszcze nie zdążyłam ich przeczytać. Było mi aż wstyd, bo jednak już długi czas Czarownica (a także drugi tom, Tajemnica), stoją na mojej półce i się kurzą. Wreszcie zdobyłam się na odwagę i zabrałam się za lekturę.

Pamiętam, że zawsze podobała mi się okładka (ale niestety po tylu latach grzbiet nieco wyblakła), ale fabuła już nie do końca mnie przekonywała. Lubię fantastykę, magię, czary, ale chyba bardziej w stylu „Harry’ego Pottera” lub „Władcy pierścieni”. W Czarownicy główną bohaterką jest Diana Bishop, doktor historii. Pochodzi ona z potężnej, wielopokoleniowej rodziny czarownic i czarodziejów, jednak nie chce mieć z magią nic wspólnego. Kobieta obawia się swoich mocy i stara się z nich nie korzystać i ukrywać je. Jak to jednak w takich książkach bywa, okazuje się, że ma ona ogromną moc magiczną i niezwykły talent, dlatego pewnego dnia, gdy czyta kolejne manuskrypty w oksfordzkiej Bibliotece Bodlejańskiej, w jej ręce trafia zaklęta księga czarownic. Co istotne, jest to księga uznawana za zaginioną. To wydarzenie jest momentem przełomowym dla Diany – od tej chwili jej życie nie będzie już normalne, a udawanie zwykłego człowieka stanie się niemożliwe.

Podchodziłam sceptycznie do tej historii, ale w ostatecznym rozrachunku muszę przyznać, że książka nie była zła. Moim zdaniem świat jest opisany dość klarownie i nie ma większych błędów fabularnych. Problemem Czarownicy jest to, że jest to lektura po prostu nudna. Dzieje się w niej niewiele, większość akcji toczy się w bibliotece, czasami w domu Diany lub okolicach. Fabuła rozkręca się dopiero pod koniec, kiedy coś zaczyna się dziać i kolejne rozdziały nie opierają się tylko na rozmowie. Tak, to na pewno przegadana książka. Ani opisy, ani dialogi niewiele nowego wnoszą do fabuły. Bohaterka wielokrotnie robi to samo i nic głębszego z tego nie wynika.

Tematem przewodnim tej historii jest zaginiona księga, która jest poszukiwana przez wszystkie magiczne stworzenia. Tak naprawdę nie wiemy, co w niej jest, ponieważ Diana, przerażona możliwością zetknięcia się z magią, bardzo szybko oddaje manuskrypt. Ta księga została zaklęta przez potężne czarownice tak, aby nikt nie mógł jej znaleźć i odczytać – prawdopodobnie dlatego, że zawiera silnie strzeżone tajemnice (według niektórych są to informacje o tym, jak powstały różne magiczne stworzenia lub jak je zabić). I tak naprawdę wokół tego jest cała afera, jako że Dianie – jako jedynej – udało się księgę odnaleźć, teraz wszystkie magiczne istoty gromadzą się wokół niej, aby mieć szansę przejąć księgę.

Jednym z takich bohaterów m=jest Matthew Clairmont, wiekowy wampir. Zbliża się do młodej czarownicy, aby zdobyć informacje o manuskrypcie. Jest jednocześnie jej prześladowcą (śledzi ją niemal zawsze i wszędzie) i wybawicielem (dba, aby żaden demon czy zły czarodziej nie zrobili jej krzywdy). Spędzają ze sobą bardzo dużo czasu i chociaż początkowo nie są do siebie miło nastawieni, z czasem zaczyna się rodzić między nimi uczucie. Mam wrażenie, że gdyby nie ono, akcja w tej książce dalej stałaby w miejscu.

Historia miała bardzo duży potencjał, jednak autorka nie wykorzystała go, bardzo lakonicznie opisując magiczny świat i prawdy nim rządzące. Czuję, że zostałam z niczym. Niby czasami pojawia się magia, ale to nie wokół niej toczy się intryga, więc niewiele dowiedziałam się o fantastycznym świecie i działaniu magii. Jest to trochę dziwne, bo przecież sama Diana niewiele wie na ten temat i dopiero się uczy.

Jak tak teraz myślę – a trochę od przeczytania tej książki minęło – prawie nic z tej historii nie pamiętam! Utkwił mi w głowie wątek romantyczny i zakończenie (swoją drogą – też urwane w połowie. I chyba tylko z tego powodu rozważam przeczytanie drugiego tomu. Obawiam się jednak, że znowu będzie mnie nudzić i, nie daj Boże, będę przysypiać! A przecież całość ma cztery, a nie dwa tomy…

18 stycznia 2024

[KSIĄŻKA] "ZIMOWE SERCA" ANNA WOLF

 Przeszłości nie da się zmienić, ona nas kształtuje, ale nie definiuje.

Zimowe serca Anna Wolf

 

Ostatnio zrobiło się dość zimowo, więc i ja postanowiłam przeczytać coś w tych klimatach. Początkowo moja aplikacja podpowiadała mi, że na pewno spodoba się Serce gangstera tej samej autorki, ale nie przekują mnie historie skupione na seksie, więc szukałam dalej. I tak skończyłam, wsłuchując się w historię o jakże klimatycznym tytule – Zimowe serca.

Sama historia wydaje się banalna – ot, świąteczna miłość – ale wcale taka nie jest. W książce jest naprawdę dużo wątków. Opowieść skupia się na Ericku, dorosłym mężczyźnie, który niestety część życia sobie zepsuł, zadając się z nieodpowiednimi ludźmi, przez co trochę czasu spędził w więzieniu (w sumie, jak tak teraz myślę, to zaledwie kilka miesięcy), oraz o Tarze, matce dwóch córek, która wiele lat spędziła w toksycznym związku z mężczyzną, który nie miał do niej ani trochę szacunku. Ich pierwsze spotkanie nie było zbyt udane. Pewnego zimowego dnia Erick ma wypadek, a jego samochód wpada do rzeki. Ratuje go Tara, która akurat tamtędy przejeżdża i dzwoni do odpowiednich służb. Niestety, nie zdążyli się wtedy nawet poznać! Ich kolejne spotkanie ma miejsce mniej więcej rok później, po raz kolejny w okolicach Bożego Narodzenia.

I to jest ten moment, kiedy nie wiem, co właściwie chciałabym powiedzieć. Nie jestem do końca przekonana do tej książki, chociaż nie nastawiałam się na nic konkretnego. Tak naprawdę myślałam, że będzie to delikatna, pełna uczuć i napięcia historia o ludziach, którzy szukają szczęścia i miejsca, gdzie czuliby się dobrze. Po części tak było, ponieważ Tara i Erick nie zapałali do siebie miłością od razu. Jasne, zwrócili na siebie uwagę, ale o ile mężczyźnie łatwo przychodziło powiedzenie – lubię ją! – o tym Tara opierała się nieco dłużej. Jednak koniec końców wystarczyło kilka dni, aby się w sobie zakochali i zaczęli rozwijać ich relację.

Tyle że cały czas mieli pod górkę. Cały czas przeszkadzał im w tym były mąż Tary, który nie mógł zaakceptować, że kobiet mu się postawiła, a także wielokrotnie odzywała się przeszłość Ericka. W pewnym momencie miałam wrażenie, że to jakaś odmiana Oszukać przeznaczenie – tak wiele nieszczęść ich dotknęło. Myślę, że autorka za bardzo skupiła się na utrudnianiu życia głównej parze, zamiast starać się rozwinąć ich relację. Szacunek jednak za to, że tą książką udowadnia, że każdy ma prawo do szczęścia i nie należy oceniać człowieka po wyglądzie i błędach, które popełnił.

Język był bardzo łatwy, prosty i niezbyt wyszukany, dzięki czemu lektura była przyjemna, relaksująca, pozwalająca się oderwać od rzeczywistości. Poczułam świąteczny klimat, wyobraziłam sobie pełno śniegu dookoła, zaśnieżone ulice, pokryte lodem rzeczy i śnieżynki spadające z nieba. Chociaż już po świętach, zapragnęłam ponownie ubrać choinkę i obdarować najbliższych prezentami. Chwilami jednak z tego pięknego wyobrażenia wyrywało mnie słowo kurwa, używane zbyt często, czasami nieadekwatnie do sytuacji. Być może jestem zbyt wrażliwa, inaczej reaguję, mniej rzeczy wyprowadza mnie z równowagi, ale to, jak często Erick przeklina, przeszkadzało mi. Niezbyt trafne było też używanie określenia blondynka przy opisywaniu Tary. Zamiast mówić kobieta czy matka, narrator posługiwał się słowem blondynka. Może czasami rzeczywiście pozwalało to uniknąć powtórzenia, jednak wielokrotnie po prostu przykuwało uwagę niczym błąd. Irytowało mnie także, jak dorosły, ponad trzydziestoletni facet mówi do kobiety Karmelku… Dostawałam dreszczy.

Jeśli chodzi o samą jakość nagrania, to odniosłam wrażenie, że jest trochę niestaranne. Lektorka jest jak najbardziej w porządku, ale w trakcie słuchania wielokrotnie słyszałam ucięte słowo czy dźwięk pitej wody. Mam wrażenie, że tak nie powinno być – przynajmniej część wysłuchanych przeze mnie audiobooków była pozbawiona tych elementów.

Myślę, że jest to całkiem w porządku książka, jednak raczej po prostu do przeczytania.

16 stycznia 2024

[KSIĄŻKA] "CIEŃ WIATRU" CARLOS RUIZ ZAFÓN

 Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.

Cień wiatru Carlos Ruiz Zafón

 

Możecie nie wierzyć, ale dopiero teraz przełamałam się, żeby przeczytać osławiony Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafón, chociaż popularność zyskał kilka lat temu (może z dziesięć?). Gdy byłam młoda, wiele słyszałam o tej książce i były to same dobre opinie. Trochę im nie wierzyłam, byłam niesamowicie sceptyczna i uważałam, że wszystkie pochwały są przesadzone, a ja się tylko zawiodę. Odpuściłam sobie. I wiecie co? Było warto. Teraz podeszłam do tej książki bez specjalnych oczekiwań. Jasne, miała być świetna, zapierająca dech w piersiach, zachwycająca językiem (tak, cytat, który jest na początku, jest moim ulubionym), ale fabuła stanowiła dla mnie zaskoczenie.

Tak naprawdę opis na okładce niewiele mi mówił i w ogóle nie spodziewałam się tego, co otrzymałam. Głównym bohaterem jest Daniel Sempre, chłopiec, którego ojciec prowadzi do tajemniczego miejsca w sercu starej Barcelony – Cmentarza Zapomnianych Książek. Była to rodzinna tradycja, która polegała na tym, że syn wybierał spośród tysięcy tę jedną książkę, najważniejszą w jego życiu. Daniel wybiera Cień wiatru napisany przez Juliana Caraxa. Chłopiec, po przeczytaniu powieści, jest zafascynowany nie tylko sama historią, ale i tajemniczym autorem. Postanawia poznać sekrety pisarza, a także odnaleźć jego kolejne książki. Nie jest to najłatwiejsze zadanie, ponieważ od tego momentu wokół Daniela i jego ojca dzieje się wiele niesamowitych rzeczy. Zostają oni wrzuceni w wir wydarzeń i przeżywają przygodę, o jakiej nawet nie śnili.

Ta książka jest genialna! Dostałam o wiele więcej niż się spodziewałam. W ogóle nie oczekiwałam, że podążanie śladami pisarza może być tak fascynującą i niebezpieczną przygodą. Ciężko opisać fabułę, nie zdradzając, co się wydarzy i jak to się wszystko skończy. Jestem zaskoczona niemal wszystkim, co się wydarzyło, a podróżowanie razem z bohaterami po Barcelonie uważam za niesamowite przeżycie. Uderzyły mnie plastyczne opisy budynków czy ulic, a także sposób, w jaki autor opisał klimat XX-wiecznego miasta. Czułam się, jakbym sama spacerowała po Barcelonie i odkrywała dotychczas nieznane miejsca. Wielkie ukłony zarówno dla autora, jak i dla tłumacza, któremu pierwszorzędnie udało się oddać język oryginału i nie utracić ani odrobiny klimatu.

Uwielbiam nie tylko fabułę, lecz także bohaterów – poczynając od Daniela i jego ojca, przez Fermina aż po Juliana Caraxa. Są to niesztampowe postaci, bardzo ludzkie, mające wady i zalety, a także typowe dla człowieka pragnienia. Nie są idealni i nieskazitelnie czyści. Nawet nie próbują tacy być! Myślę, że mogliby istnieć naprawdę, a podobna historia mogłaby mieć kiedyś miejsce, przynajmniej w pewnym stopniu. Niektórych razi prostactwo i niewychowanie Fermina, ale moim zdaniem jest to jedna z lepszych postaci – takie osoby też istniały i nie powinny kojarzyć nam się jedynie z tym, co złe.

Między początkiem a końcem jest ogromna przepaść. Pierwsze strony to powolna historia, która nie zaskakuje za bardzo, ale ostatnie strony to jakby wyścig z czasem. Dzieje się coraz więcej, zostajemy zbombardowani nowymi informacjami, a każda kolejna jest równie ważna co poprzednia. Dopiero wtedy okazuje się, jak bardzo rozbudowana jest cała historia i że jej początku wcale nie sięgają lata 1945 roku.

Historia początkowo wydała mi się dziwna, myślałam, że nie wciągnę się w historię i nie uda mi się połączyć wszystkich wątków, ale nim się obejrzałam, właśnie kończyłam lekturę z wypiekami na twarzy. Uważam, że każdy, nawet najbardziej sceptyczny czytelnik, powinien poznać Cień wiatru i poczuć klimat tamtych czasów.

13 stycznia 2024

[KSIĄŻKA] "OKRUTNY KSIĄŻĘ" HOLLY BLACK

 Cierpliwość to cnota, którą warto w sobie kształcić.

Okrutny książę Holly Black

Niby jestem już dorosłą kobietą, jednak lubię czasami sięgnąć po coś młodzieżowego. Nawet nie wiecie, ile książek z czasów mojej młodości (zwłaszcza fantastycznych) nie przeczytałam, chociaż miałam w planach. Ale tamte historie były inne – problemy, bohaterowie, fabuła niewiele mają wspólnego z tym, co teraz jest modne. I trochę żałuję, że nie jest teraz nastolatką, która ma tak bogaty wybór, dlatego też czasami wyciągnę rękę po współczesną fantastykę młodzieżową. Mam jednak wrażenie, że mam ogromnego pecha przy wyborze!

Okrutny książę skusił mnie… tytułem. Jestem chyba dziwna, ale wydawało mi się, że to naprawdę może być dobra lektura. O jakimś księciu, który nie jest najlepszym władcą ani człowiekiem. Opis na okładce tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że będzie to mroczna historia jakiegoś królestwa. Początek historii jest niezwykle mroczny, ponieważ akcja rozpoczyna się od morderstwa – i to naprawdę krwawego i dość obrazowego, co nieco mnie zszokowało, wszak to książka dla młodych ludzi… Madok, wysoko postawiony elf na co dzień zamieszkujący magiczna krainę elfów, Elysium, pojawia się w świecie ludzi, aby ukarać swoją byłą żonę, ludzką istotę, która opuściła go przed laty, nawet nie informując, że jest ojcem. Pech chciał, że kobieta zdążył ułożyć sobie życie i zamiast jednego dziecka, ma aż trzy córki i męża. Madok, w przypływie złości, zabija kobietę i jej ukochanego, a dzieci zabiera ze sobą dla elfiej krainy. Czuje się w obowiązku, żeby się nimi zająć, chociaż jedynie najstarsza, Vivi, jest jego rodzoną córką. Młodsze siostry, bliźniaczki – Jude i Taryn – są zwykłymi ludźmi. W tym momencie rozpoczyna się właściwa fabuła. To historia przede wszystkim o Jude, śmiertelniczce, która próbuje odnaleźć się w świecie elfów, nie zatracić się i nie zginąć. A nie jest to takie proste, ponieważ jako człowiek uważana jest za gorszą rasę.

Fabuła wydaje się niezwykle ciekawa, prawda? Też tak myślałam! Nie sądziłam jednak, że w takiej jednej, krótkiej książce można tak wiele zepsuć. Przede wszystkim znienawidziłam chyba wszystkie postacie, na czele z Jude, główną bohaterką i narratorką. Nawet nie wiem, jak ją opisać. Niby miała być inteligentną dziewczynę, która mimo wielu przykrości jakoś radzi sobie w elfim świecie, jednak wielokrotnie wychodzi na głupią, postępującą nierozważnie, która przeżywa okres buntu. I, oczywiście, pakuje się w największe tarapaty! Początkowo nawet lubiłam Taryn, ale w pewnym momencie jej podejście do siostry (bliźniaczki!) zmieniło się diametralnie i było nie do pomyślenia. Cardan to typowy zły chłopak, który jest po prostu okropny dla Jude i Taryn. Ale czasami jest też dobry, przecież nie może być typem bez serca! Albo po prostu nie lubić głównej bohaterki. Madok, który po zabójstwie udawał fajnego ojca, również nie przypadł mi do gustu. Chyba tylko jego żona (nie pamiętam imienia), syn Dąb, i najstarsza córka, Vivi, w jakimś stopniu mi się spodobali.

Wszystko było dość spłaszczone i nierozwinięte. Niby fabułą szła do przodu, ale czasami przeskakiwała z jednego wątku na drugi, aby potem wrócić do pierwszego, ale z gotowym rozwiązaniem. Odnoszę też wrażenie, że zamiast wielkiej głównej intrygi – przyznam, że nawet zaskakującej – mamy wiele pomniejszych wątków zaburzających całość. Zakończenie natomiast było beznadziejne, a postępowanie Jude wzburzyło mnie do granic. Bohaterka, która uważa, że jest najlepsza, najmądrzejsza i ma prawo podejmować decyzje za wszystkich, nie licząc się z ich zdaniem.

Ale tego, czego nie mogę zdzierżyć najbardziej, to język tej książki. Jednym z moich zarzutów jest to, że autorka w ogóle nie kontroluje swojego stylu. Zdarza się, że pisze dość oficjalnym stylem, aby po chwili użyć słów pochodzących z zupełnie innej normy językowej. Dla mnie, wprawionej czytelniczki i miłośniczki języka, jest to dość rażące i wybijające z rytmu. Moim drugim zarzutem jest niekonsekwencja w przekładzie i niestaranność korekty. W polskim przekładzie pojawia się słowo elfowy (a taka forma nie istnieje, powinno być elfi albo elficki), a także naprzemiennie widzimy formy elfy i elfowie (oba słowa mają inny wydźwięk i powinno się używać konsekwentnie jednej z form). Natknełam się też na kilka literówek a także zdania, które widać, że zostały przeredagowane, a pozostało niepotrzebne słowo z poprzedniej wersji.

Podobał mi się natomiast wykreowany świat, w który autorka włożyła wiele serca i wyobraźni. Elfy, które w przeciwieństwie do ludzi nie mogą kłamać, magia, która potrafi człowieka usidlić i obezwładnić, sprawić, że oszaleje, że będzie wykonywał bez słowa elfie rozkazy, elfie jedzie, które może okazać się niebezpieczne dla człowieka. Autorka przemyślała wiele aspektów fantastycznego świata, więc bliźniaczki mogą się wykazać – nie angażować się w niebezpieczne wydarzenia, otaczać odpowiednimi ludźmi, zawsze mieć przy sobą amulety lub sól. Początkowo właśnie te aspekty mnie zaintrygowały.

Podsumowując: jestem zszokowana, że ta książka (i ogólnie trylogia) ma tak dużo pozytywnych opinii i nikt nie dostrzega wad tej historii. Nikt nawet nie zwraca uwagi na rażące błędy zaburzające spójność i wytrącające z lektury. Zanim przeczytałam książkę, natknęłam się na tak wiele pozytywnych opinii, że nawet nie pomyślałam, że to może być złe. A jednak.

Kiedy inni czytają kolejne części, ja wiem, że po kontynuację nie sięgnę.