7 lutego 2023

[KSIĄŻKA] "ZAKON DRZEWA POMARAŃCZY" SAMANTHA SHANNON

 Żadna kobieta nie powinna żywić obawy, że nie jest wystarczająco dobra.

Zakon Drzewa Pomarańczy Samantha Shannon

 

Nie uwierzycie, jaka jestem szczęśliwa, że wreszcie skończyłam tę książkę! Po tygodniach, w trakcie których zdążyłam przeczytać kilka innych książek, wreszcie mogłam powiedzieć do widzenia bohaterom Zakonu Drzewa Pomarańczy. I nawet nie wiem, czy się cieszę z tego powodu, czy raczej mam wyrzuty sumienia, że zmarnowałam na nią tyle czasu i nerwów. Chwilami chciałam ją rzucić, postawić wśród niewielu książek, których nie udało mi się dokończy, ale jednak nie poddałam się. I nawet tego nie żałuję. Zdecydowanie koniec był o wiele ciekawszy niż początek, więc lepiej mieć jakieś dobre wspomnienia niż wyłącznie złe.

Tym, co zachęciło mnie przeczytania tej książki, jest niesamowita okładka! Uważam, że jest przepiękna. Ma przede wszystkim nasycone, głębokie kolory, które od razu zwracają uwagę, a także interesujący koncept – wielkiego smoka owijającego ogon wokół wieży. Już od samego patrzenia ma się ochotę wciągnąć w ten fantastyczny świat. Równie mocno spodobał mi się tytuł. Jest dość prosty, brakuje w nim wyszukanych czy nieistniejących słów, a jednak rozbudza ciekawość. Czym jest tytułowy Zakon Drzewa Pomarańczy? Przecież każdy chce wiedzieć!

I w tym momencie nasuwa się pytanie: czy w takim przypadku mogłoby pójść coś nie tak? Ano mogło… I to całkiem wiele. Oczekiwałam epickiej, pełnej akcji opowieści o… w sumie nie wiem czym, ale na pewno miałam wyobrażenie historii, od której nie mogłabym się oderwać. Chyba myślałam, że książka dostarczy mi dawno zapomnianych emocji, wciągnie w wir wydarzeń, pojedynków, w nowy świat pełen smoków i magii. A ja przez pierwszą połowę umierałam z nudów. Nie potrafiłam połapać się w bohaterach, bo autorka postanowiła, że wymieni nam ich jak najwięcej, ale w żaden sposób ich nie rozwinie. Światy były dla mnie jednocześnie strasznie odległe i bliskie, co skutkowało tym, że przy dłuższych przerwach myliłam realia panujące w poznanych krajach. Zanim w ogóle dotarłam do właściwych wydarzeń – może na ostatnich 200 stronach – wcześniej przeczytałam zdecydowanie za dużo rozważań czy zbyt długich opisów niezbyt znaczących dla fabuły. Do dziś nie rozumiem sensu opisywania szkolenia jednej z bohaterek, skoro w sumie nie zostało to w żaden sposób podsumowane (pomijając to, że zostaliśmy poinformowani o tym, jak potoczyły się jej dalsze losy).

Mimo że początkowo powieść jest nudna, rozwlekła, akcji prawie wcale tam nie ma, to w pewnym momencie następuje przełom, to jak oblanie wiadrem zimnej wody – bohaterowie giną, ich tajemnice wychodzą na jaw i zostają ukarani za swoje błędy. Nie jest to może brutalna historia, ale odczuwa się tę różnicę między lekko cukierkowatym wstępem (chyba jedynym problemem są skrytobójcy, jednak nie tacy groźni, jak ich malują), a zakończeniem z przytupem (śmieci, pościgi…). Jest tu jednak kilka nieścisłości bądź wątków, elementów, które nie spodobały mi się, zwłaszcza wątek Tane i królowej krainy, której trafił Loth (zapomniałam jej imienia, nic dziwnego, pojawiła się może na dwudziestu stronach).

Uważam, że ta książka jest naprawdę źle zbudowana, ale fabuła w jakimś stopniu mnie wciągnęła i zainteresowana, więc nie mogę przyrzec, że nie sięgnę po kolejny tom. Na pewno jednak jego lektura zajmie mi równie długo. A być może do tego czasu zapomnę wszystkiego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz