Czasem nie widzimy całego słowa, ale jego część, która nabiera oddzielnego znaczenia.
Rytuały wody Eva García Sáenz de Urturi
Chociaż minęło sporo czasu, od kiedy przeczytałam tom pierwszy, Ciszę białego miasta, to do dzisiaj pamiętam, jak duże wrażenie na mnie wywarł. Czy tym razem było tak samo? Nie do końca… Sam język i fabuła wciąż są na wysokim poziomie, jednak to nie było to samo. Lekturze nie towarzyszyły mi te same uczucia. Chyba nawet trochę mniej się wkręciłam w historię.
Pytanie: dlaczego?
Przede wszystkim winne jest to, że zrobiłam sobie długą przerwę między pierwszym tomem a drugim. W międzyczasie zdążyłam przeczytać kilka innych powieści z zupełnie inną fabułą i trochę zatarły mi się szczegóły Ciszy białego miasta. Tym samym na początku miałam problem, żeby wejść w historię. Język, którym posługuje się autorka, jest naprawdę ładny, przyjemny, dojrzały, jednak w tamtej chwili wydał mi się zbyt odmienny. Udało mi się jednak dość szybko wczuć i wtedy popłynęłam razem ze słowami. To była bardzo szybka lektura.
Drugim powodem, dla którego oceniam tę historię gorzej niż pierwszy tom, jest fabuła. Sam pomysł jest bardzo ciekawy – tym razem również mamy do czynienia z jednym mordercą, który z tylko sobie znanych powodów zabija kolejne osoby i robi to w rytualny sposób typowy dla Celtów zamieszkujących dawniej te tereny. Miastu znowu grozi panika… Tym razem jednak sama zagadka była… mniej skomplikowana? mniej zagadkowa? Ciężko mi to wyjaśnić, jednak wydaje mi się, że już w pierwszej połowie książki zaczęłam domyślać się prawdy. Przy wcześniejszej lekturze do ostatnich stron nie wiedziałam, kim jest morderca (a raczej wiedziałam, jednak nie mogłam go odnaleźć wśród współczesnych bohaterów). Może nie domyśliłam się od razu, kim są współcześnie niektóre postacie, o których mowa w rozdziałach opowiadających historię z młodości Unaia, głównego bohatera, ale sam powód, dlaczego morderca zabija, i co wydarzyło się lata temu, odkryłam bardzo szybko i nie dałam się zmylić.
W poprzednim tomie Kraken zostaje ranny w trakcie śledztwa, więc tym razem, oprócz głównego wątku – próby znalezienia mordercy – mamy też wątek leczenia. Jest to dość ważny aspekt tej historii, nie został potraktowany pobieżnie, a naprawdę stanowi element historii. Ważne są także relacje Krakena z Albą. Ich relacja chwilami rozwija, ale czasami, jak to bywa w życiu, staje w miejscu. Jest to jednak interesujący wątek, potraktowany poważnie – odzwierciedla problemy nie tyle policjantów, co ludzi, którzy w swoim życiu wiele przeszli. Pojawiają się też dobrze znane nam postacie z poprzedniego tomu.
Jeszcze jednym elementem, który nieco mnie rozczarował, było zakończenie. Moim zdaniem nie do końca domknięte. Oczywiście poznajemy zabójcę, dowiadujemy się, co wydarzyło się latem 1992 roku, jednak to nie zostało podsumowane. Historia nagle się kończy, a potem otrzymujemy nieco oddalony w czasie epilog.
Jednak nie mogę sobie odmówić zakończenia tej trylogii, czyli Władcy czasu. Tym razem na pewno nie zrobię sobie takiej długiej przerwy. Zarówno po to, aby nie opuścić klimatycznej Viktorii, jak i po to, aby poznać całą prawdę dotyczącą głównego bohatera.
Nie mogę się doczekać!
PS O kurczę, wiecie co? Dopiero zauważyłam, gdy zestawiłam z pierwszym tomem, że dwie różne osoby przetłumaczyły te książki! Być może dlatego na początku miałam problemy z lekturą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz