Wszystko, co robisz, ma długofalowe skutki. Dziś może ci się wydawać, że podjęta przez ciebie decyzja jest dobra, ale za tydzień, za rok, za dziesięć lat może się okazać, że to była najgorsza decyzja w twoim życiu.
Defekt Olga Kruk
Tym razem chciałabym opowiedzieć o książce mało znanej, a która pod względem tematyki nie odbiega od wielu wypromowanych w ostatnim czasie thrillerów. Defekt Olgi Kruk to jej debiutancka powieść, która ma w sobie wiele z thrillera i powieści psychologicznej, ale raczej niewiele z kryminału. Nie planowałam czytać tej książki, znalazłam ją przypadkiem. Zainteresował mnie tytuł, a że jest to krótka lektura, to szybko się z nią uwinęłam. Muszę przyznać, że autorce bardzo dobrze wyszło wykreowanie głównej bohaterki i jednocześnie narratorki.
Opis na okładce jest naprawdę intrygujący. Morderstwo, obsesja, prześladowanie. Historia zaczyna się od wspomnienia – Liwia, główna bohaterka, znajduje w kuchni swojego męża, Ariela, z nożem wbitym w klatkę piersiową. Wtedy jej świat się wali – traci ukochanego i zostaje sama z około rocznym (tak mi się wydaje) dzieckiem. Nie może czuć się bezpieczna, ponieważ morderca wciąż ją obserwuje i prześladuje. Teraz musi sama zmierzyć się z problemami, demonami przeszłości i zadbać o siebie i syna Doriana.
Historię poznajemy z perspektywy Liwii, co z jednej strony jest bardzie fajnym zabiegiem, bo odczuwamy strach i napięcie towarzyszące kobiecie, a z drugiej bardzo denerwujące, bo Liwia nie jest postacią, którą łatwo polubić. Mnie bardzo, ale to bardzo irytowała. Jej zachowania i reakcje na wydarzenia były chwilami absurdalne. Zastanawiałam się, czemu ta kobieta nie jest jeszcze w szpitalu psychiatrycznym. Męczyły mnie jej opowieści, zwłaszcza trudno było mi się skupić, gdy wydarzenia teraźniejsze mieszały się ze wspomnieniami, szczególnie rozmowami.
Początkowo opowieść bardzo się wlecze. To, co mogłoby zostać napisane na kilku stronach, ciągnie się na kilkanaście, a akcja wcale nie posuwa się do przodu. Dopiero gdzieś w drugiej połowie książki fabuła nabiera odrobiny tempa, chociaż i to nie pasuje mi do kryminału. Najgorsze jest to, że to nawet nie jest powieść psychologiczna! Wprawdzie autorka porusza temat wyparcia przez świadomość ciężkich chwil czy obsesji, jednak jest to tylko namiastka.
Nie odczułam żadnych pozytywnych uczuć w stosunku do bohaterów. Liwia, Ariel, Konrad, Edyta… Nikt nie przypadł mi do gustu. Wszyscy postępowali nieracjonalnie i słono zapłacili za swoje działanie. To, co dzieje się na końcu, było bardziej śmieszne niż przerażające. Może gdyby wszystko było opowiedziane z perspektywy wszechwiedzącego narratora, odebrałabym historię inaczej. Wtedy nawet chętnie poznałabym dalsze losy bohaterów! Ewentualnie może skusiłabym się na kontynuację, gdyby był to portret psychologiczny Liwii.
Autorka świetnie się nami, czytelnikami, bawi. Podsuwa mnóstwo mylnych tropów, kluczy między tajemnicami z przeszłości i niczego nie mówi wprost. Byłam wręcz zaskoczona tym, jak dobrze udało jej się ukryć przed czytelnikami prawdę, a nie było to najłatwiejsze. Kilkukrotnie zdarzyło się (nawet u sławetnej Agathy Christie!), że sposób opowieści zepsuł całą zabawę. Miałam kilka hipotez, co tak naprawdę stało się w domu Ariela i Liwii i na to, kto prześladuje kobietę, ale jakoś od początku wiedziałam, jaka jest prawda. Nie jest to wina autorki, a raczej po prostu moje przeczucie.
Ta książka to debiut Olgi Kruk. Nie jest to zła książka, ale też chwilami męczyłam się, czytając o prześladowaniu Liwii. Myślę, że można by lepiej dopracować tę historię.
PS Bardzo spodobał mi się tytuł – po przeczytaniu książki, wiemy, o jakim defekcie mówi autorka i nie można nie przyznać jej racji. Wszyscy mamy defekty, które czasami mogą utrudniać nam życie lub wręcz je niszczyć. Liwia też ma defekt, którego jest świadoma. I to on nie pozwala jej normalnie funkcjonować w świecie. Powinniśmy walczyć z tym, co sprawia, że nie odnajdujemy się w świecie lub jesteśmy toksyczni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz